2008 m. kovo 6 d., ketvirtadienis

Snieg...Naprawdę nieoczekiwanie...

Zupełnie dla mnie nieoczekiwanie wypadł snieg...
Gdy już schowałam wszystkie zimowe przedmioty, obowiązujące zimą dla każdego kierowcy - wypadł snieg...Własnie, nieoczekiwanie, jak manna z nieba...A ja już planowałam wleźć w wiosenne pantofelki...Niestety, jeszcze trzeba będzie poczekać...
W sumie, snieg sniegiem - każda pora roku jest urocza...
Najciekawsze, że na drodze poczułam się zupełnym zielonym pierwszakiem :) Nie wiem z jakiej racji, przecież już jeździłam po sniegu i nawet w gorszych warunkach...
A dzis wydarzył mi się taki wypadek - od którego dusza w pięta uciekła...I nie na chwilkę, a na długo i dosć poważnie..
Więc, jak zawsze swymi psimi dróżkami jechałam do uniwersytetu (aby uniknąć "przyjemne" stanie w miejscowych korkach, jadę przez Pylimeliai/Rokantiszki/Virshupio ulice). To że na drodze hamulce nie działają, gdyż droga sliska jak lód w akropolu, już zrozumiałam. Psia droga wąska i wyminąć się z innym samochodem jest trudno..
Otóż przed kioskiem jedzie mi na spotkanie inny samochód...Zaczynam skręcać w prawo, by pomyslnie rozminąć się z autem...Ja skręcam, a samochód nie...Samochód jedzie prosto...Zaczynam hamować, samochód jedzie nadal prosto...Moje kochane Renault wyjeżdża na przeciwną częsć drogi w kierunku nadchodzącego samochodu, który jest tuż...jest tuż tuż...nieznajome auto zaczyna również hamować...Jednak na drodze lód i żadne auto się nie słucha...W tej chwili, która jest jednym mgnieniem, ale jak długim, opanowuje mnie taki dziki strach...Własnie odczuwałam go, gdy trafiłam w wypadek samochodowy na innym samochodzie...Dusza mi uciekła w pięta...Najgorsze to ta bezsilnosć i niemoc, gdy zupełnie nie jestes w stanie w żaden sposób nadać sytuacji inny bieg...BEzsilnosć...Jaka ironia, przecież samochód własnie i jest tym narzędziem, który w pewien sposób pozwala ludziom odczuć własną władzę...Gdy każde twoje rozporządzenie jest natychmiast wykonywane przez umiejętnie złożone żelazne, plastikowe, szklane itd..detale - czyli samochód...A tut - zostajesz ofiarą swojej własnej mniemanej potęgi...Wracając do sytuacji, ostatnia mysl była" nu nie może być, moje ulubione Renault...nie trzeba"...Już widzę zderzak innego samochodu tuż tuż..Już....Auta stają...10cm jeden od drugiego...Stoją naprzeciwko siebie, w dzikiej ciszy...a ja nareszcie zaczynam znowu oddychać...nigdy nie odczuwałam takiej przyjemnosci siedzieć w samochodzie, który się nie ruszy...Patrzę na innego kierowcy - zastygły strach w oczach balzakowskiego wieku kobiety i nieruchoma twarz...Zobaczylismy jedna na drugą z ulgą...z wewnętrzną radoscią, że obie jestesmy zdrowe, nasze auta są nadal całe i uniknęlismy zupełnie niepotrzebnego jeszcze większego stresu i strat finansowych...Zaczynam odczuwać szacunek do tej nieznajomej, że potrafiła zorientować się w sytuacji i zacząć hamować...Po chwili zaczynam jechać - podnoszę rękę w znak podzięki...serdeczny znak...Jadę,a kolana mi się trzęsą...w oczach mijają chwile ostatnich tygodni z życia...napięcie takie, że nie słyszę muzyki która gra na całego, nie odczuwam gorącego powietrza, który wieje z piecyka...
nawet teraz...siedząc przy biurku, przepełnionym książkami, nie mogę się porządnie skupić...mysli wędrują gdzies Tam...
...gdzies za granicę rutyny...
... w przestrzeń szerszą niz zwykła codziennosć...

Komentarų nėra: