2008 m. gruodžio 12 d., penktadienis

Prawdziwych przyjaciół poznajemy w biedzie...

Czasami jest trudno...Na konkretny nasz wiek otaczające nas sytuacje i kłopoty tworzą ciemny, ciemny pas. Teraz na to reaguję spokojnie, bez paniki - po prostu zmęczam się psychologicznie i fizycznie...Psychologicznie od nadmiaru informacji na pracach i gruzem nauki w uniwersytecie, a fizycznie od niewysypiania się...Pomyślisz po co? i wiesz, że trzeba - i tyle...Gdy tydzień leci jak pięć minut, a dni masz splanowane od rana do późnego wieczoru...Do późnej nocy przy komputerze z nauką czy pracą...Myśli o odpoczynku, luzie i relaxie nawet nie przychodzą do głowy - są fantazją, którą nie warto się drażnić...
Trudności nigdy nie chodzą pojedynczo...Z powodu własnej chęci - robię ich nieświadomie jeszcze więcej...Otóż nareszcie przyszła dobra możliwość dorobić swój samochód...Ponieważ na Lexus, czy Mercedes własnymi siłami mi nie stać - robię swoje Renault. Więc w poniedziałek zapędziłam do "kosmetologa". Wszystko byłoby dobrze, jeśli by nie jego wyrok: samochód zrobię Może do piątku, ale nie obiecam...Otóż przy tym szalonym tempie zostaję bez najważniejszego środku do oszczędzania czasu...Nie mówiąc jeszcze o przeziębieniu, które nie jest do końca wyleczone...Na pracę pieszo, do uniwersytetu na trolejbusie (jak i na pierwszym kursie, od tego transportu znudziło okropnie)...Najbardzdiej ciekawe jest to, że od niektórych osób czekałam pomocy, jednak jej nie otrzymałam...Jednakże te osoby, o których nawet nie myślałam, wyciągnęli pomocną dłoń, wsparli i pomogli...Wspomniałam dobre przysłowie: Prawdziwych przyjaciół poznajemy w biedzie...Szczera prawda..Nie wiem jak dałabym radę bez błękitnego bączka, którego mi zaoferowała przyjaciółka...Tak zwykle po nieoczekiwanym dla mnie jej dzwonku następnego dnia koleżanka zostawiła mi własny samochód (wytłumaczyła, że chwilowo nie jest eksploatowany)...Nie wiem, jak by teraz dałabym rady bez niego...
I dzisiaj...Czułam się tak zmęczona...Nareszcie zmusiłam się pójść na 2 pracę...Ciągnęłam do 20.00 h...Oczywiście wszystko załatwiliśmy za czterdzieści minut, jednakże z pracy wyszłam o 1.10 nocy. I zupełnie mi się nie chcę teraz spać...Gdy jest trudno, życie przysyła lekcję, jak te trudności przezwyciężyć....Jak zrozumieć zachodzące zmiany w rodzinie, jak zachowywać się w życiu...Wygląda na to, że tylko teraz uczę się żyć: szukać, tracić, znachodzić, cenić, dbać, rozumieć...Szanuję ludzi starszych, którzy potrafią przekazać niektóre tajniki życia...Przyznaję, że nie jestem na najwyższej stadii moralnej, gdy indywidum uważa siebie za najważszego auteryteta i dopóki jestem w poszukiwaniach - mam przykłady do których chciałabym dążyć, nie pomijając własnej unikalności....Czasami starszych ludzi trzeba tylko wysłuchać, a ogrom skupionej za życie wiedzy i niepowtarzalnego doświadczenia dotrze do twej swiadomosci... Nie zawsze masz szansę wysłuchać takie lekcje...One są niepowtarzalne, trwałe w czasie, skuteczne i motywujące...zupełnie nie tak prosto spotykamy w życiu tych, czy innych osób...Warto skorzystać z tego, co oni mogą nam przekazać...

2008 m. gruodžio 7 d., sekmadienis

myśli chwili...

Czasami zastanawiasz się co w życiu tak naprawdę ma wartość? i do czego masz dążyć?
A co dopiero jest prawdą? i co w ogóle w życiu jest prawdziwe?
Żyjemy w zaprogramowanym społeczeństwie, i każde odchylenie się od normy jest odbierane przez społeczeństwo jako mutujący wirus, który musi być niezwłocznie zlikwidowany, któremu nie ma miejsca w programie...
Program - to całe nasze życie...Jak w filmie matrica..Uczymy się w szkole wg programu, który gubi wszystkie nasze zdolności i stara się zrobić z nas szarą głupią masę...szablonem...potem musimy iść na studia..pracować z papierami, najczęściej menedżerem np, Musimy obowiązkowo kupić samochód, założyć rodzinę i tak żyć...JAsne przeciwko instynktom rodzinnym nie mam nic do zarzucenia...
Trzeba nie zapomnieć, że musisz mieć jak najlepszy samochód, mężczyznom oczywiście BMW...Kobieta musi być 90/60/90 i napewno wpół ubrana...Przecież wszędzie trzeba wiać swoją seksualnością - a bo inaczej taki "super" chłopak na BMW nawet nie zobaczy na ciebie...Ubranie? obowiązkowo musi być jakiś duży nadpis brandu - np., Armani, Gucci, czy D&G, a bo jak inaczej pokażesz zawartość swej kieszeni? I obowiązkowo musisz po zapoznaniu się z drugą osobą zaciągnąć go do łóżka,abo jak inaczej udowodnić swą seksualność?
A jeszcze kupa powszechnego hedonizmu panującego wszędzie : używaj, rozkoszuj się...czuj...nie myśl...
Czytasz? o jej, to już odżyło...A o literaturze pięknej już nie mówię...to nie modne - uspokój się...
Zdradzasz swą drugą połowę - zuch! jesteś mym kumplem! trzeba ciągle coś nowego..Po co stać na miejscu?
Uczysz się? marnujesz czas idioto..przecież i tak to nie jest potrzebne...jeśli jesteś dziewczyną, wystarczy bogatego opiekuna - jeśli chłopcem - tut ciężej...oni sami lepiej wiedzą...
Chłopaku, nie masz pieniędzy? nawet nie próbuj znaleźć dziewczyny! a jak ty dla niej będziesz mógł pokazać najładniejsze miejsca, kawiarnie i restauracje? a może dla niej ciuchy czy kosmetyka jest potrzebna? Chcesz z nią być - sponsoruj!
Nawet jeśli nie wszystkie punkty się zgadzają, myślę jak wybrnąć z tego szablonu, w który nas wrzuciła szkoła i społeczeństwo...Gdy ciebie tyle lat programują, trudno siebie rozprogramować...stać się wolnym..myśleć samodzielnie, a nie to co ci narzucali całe życie,..Przeciwstawić się społeczeństwu, które pożera swych własnych dzieci...Pieniądze, pieniądze, pieniądze....naród ozwierzały, zły, karmiący się twą klęską i nieszczęściem...Żyj jak my, i będziesz uznanym...Święta! idź do Maximy! Ciesz się! Przepraszam, czym? Kupuj! PO co? Jeśli ci nie trzeba czegoś, marketyng zachce za ciebie, bądź pewien :) Pomyśl sam czy możesz wyjść z tego ogromnego szalonego programu? Czy jesteś zadowolony swym bytem? Rzuć prace - powiedzą wariat!, zmień kierunek nauki - powiedzą co ty robisz? ubierz się nie wg prawideł - powiedzą, nam wstyd za ciebie; osądzą, oskarżą, obleją...Wiesz co Możno, i czego Nie możno...
I jeszcze raz co to jest życie wg społeczeństwa? Aaa...już! TO: pieniądze,maxima, pieniądze, samochód, telewizja, pieniądze, seks, prędkość,pieniądze, brandy, pieniądze, maxima, internet, samochód, kobiety,pieniądze,telewizja, mężczyźni,seks, instynkty,pieniądze,telewizja, menedżerstwo,internet, oszukaństwo bliźniego, seks, maxima,pieniądze itd w takiejże kolejności...i jeszcze: kryzys! oszczędzaj! kryzys! kryzys! oszczędzaj!kryzys! kryzys! nie słyszysz?! KRYZYS!!!

2008 m. gruodžio 2 d., antradienis

szalony weekend - kluby, kluby, kluby...


Postanowiliśmy z przyjaciółkami w sobotę zostawić chłopaków, mężów itp. w domu i zrobić sobie szalony weekend w dziewczęcym gronie. Więc, nie bez alkoholu: kto z szampanem, kto z Martini, a kto w ogóle ze Scotish leader dla śmiałości - a ja z Red Bulem (a co więcej robić za sterem?). Najbardziej extremalna propozycja wzięła górę i udaliśmy się na poszukiwanie tajemniczego klubu.
Więc - Men's Factory :) Nie wiem, co tam nas zaniosło. :) Klub schowany w zaułkach między ulicami Vytenio i Shevczenkos...Zrobione graty jak w więzieniu, nie, raczej jak w klatce - i za chwilkę jesteśmy wewnątrz...Jest kilka minut przed północą, więc wejście mamy za 30Lt (po północy ono 50Lt). Zdziwia dziwna atmosfera, półmrok i nawiązanie interjeru do męskiego członka :) Po tym jak nas sprawdzają, trafiamy do klubu...Szatnia tutaj też jest płatna. Przy barze kilka mężczyzn, na ogół wydaje się pusto. Siadamy za stolik i od razu spostrzegamy ciekawy fakt: stoliki są zasłaniane firanami, w klubie panuje mrok, ludzie są, ale ich nie widać, niemożliwie zorientować się jakiej wielkości jest klub...i szczerze - atmosfera odstraszająca...Podchodzi do nas chłopak z meniu (ubrany w krótkich majtkach i obcisłej majeczce - napewno dla mnie on seksualnością nie wieje - raczej odwrotnie), ostrzega, że stolik kosztuje 200LT, jednakże możemy tą sumę przepić. Jednogłośnie postanawiamy stamtąd wyjść. Przed tym zachodzimy do WC - o rany! Szklane kabiny :) Wiedzieliśmy dokładnie, że byliśmy w sali ogólnej, są jeszcze oddzielne sale dla homoseksualów, gdzie można wejść tylko mając kartkę członkowską. Jednakże zaspokoiliśmy swoją ciekawość aż nadto i chciało się czym szybciej okazać się poza murami tego lochu...Po awanturze z ochroną, jesteśmy nawet mile wyproszone na zewnątrz - czym się szczerze cieszę...
Więc...punkt przybycia Nr 2 - Mojito Naktys.To koktajl bar znajdujący się tuż przy Niemieckiej :). Przy wejściu kolejka - sprawdzają dokumenty i wpuszczają tyle osób ile wychodzi. Zdziwiło mię to - potem zrozumiałam - wejście bezpłatne i ludzi masa. Właśnie. Ludzi tak dużo, że czujesz się jak śledź w skarbonce...Tańczyć było bez szans..Publika bardzo różna, ale wydało się, że najwięcej było studentów...Po półgodzinowym pobyciu, część dziewcząt postanawia tam zostać, a my udajemy się dalej na poszukiwanie przygód...
Kolejny klub to Champange bar w GCW (GRand Casino World) na ulicy Vienuolisa, tuż przy budynku Opery i Baletu. Napewno interjer i atmosfera jest zupełnie inna: przepych, czerwone dywany, po wyjściu w szatni mężczyzna nawet nas wszystkich ubrał...Więc zachodzimy do klubu. A tam: muzyka lat 70-80 oraz około 15 osób powyżej 30 lat...W jednej z kompanii mężczyzna widocznie spożył za dużo trunków, więc robi mu się źle...Nie czekając rozstrzygnięcia tej niemiłej sytuacji - wychodzimy z GCW. Na schodach spotykamy kupę chłopów, które proponują zajrzeć do Wild Lithuanian. Dziewczyny chcą do Prospekto Pub, ja wcale nie życzę iść do tego miejsca, więc ostatecznie idziemy do WIld. Nie byłam tam ponad dwa lata. Zdziwiło mnie, że w Lithuanian, DJ grał rosyjskie kawały! kiedyś o tym naprawdę było nie do pomyślenia...Publika, jak i trzeba było oczekiwać - do niczego :) Jak zawsze tani striptiz i wylgarnie! ubrane kelnerki...Ostatecznie, zupełnie nie szliśmy z celem znachodzić sobie kogoś. W klubie drugiej osoby nie ma sensu szukać.. Raczej szłyśmy z celem powygłupiać się, rozluźnić się, podrażnić się, lekko poflirtować, natańczyć się i w ogóle pobawić. Szczerze mówiąc, wszystko super się udało...Najważniejsze, że był dobry nastrój - bo Wild to zupełnie nie najlepsze miejsce dla dobrego spędzenia czasu.
Jednakże natańczyłam się do woli: nogi bolały tak, że trudno było do łóżka dojść. A ten fakt, że przyjechałam do domu tylko koło 5 rana, sam za siebie mówi :)