2007 m. gruodžio 28 d., penktadienis

Renault?...


Renault - rozkosz francuzka na kołach, komfort czy tragedia? Więcej zalet czy wad? A może piętno w psychice po dwóch ostatnich dniach, gdy dwa dni z kolei trafiłam w dwa wypadki samochodowe i ciągle na Renault (dwóch różnych także)? Ale,..o wszystkim z rzędu.

Odkryłam bardzo ciekawe fakty o Renault:
Więc, Renault:
- Francuzki samochód, z głęboką historią (już od 1898 r.)
- Renault jako pierwszy tworzy pierwszą skrzynię biegów,
- Podczas I wojny swiatowej produkowali czołg FT 17
- Podczas długiej historii Renault tworzyli samochody, silniki, czołgi, ciężarówki - wszystko co miało silnik
- dalne sterowanie blokadą drzwi to też odkrycie Renault
- stworzyli przyciski na kierownicy dla sterowania radiem
- W 1999r. Renault przejął kontrolę nad rumuńską DACIA
- od 2002 roku Renault ma pakiet w Nissanie wielkosci aż 44%!
- 20% akcji w AB VOLVO
- testy zderzeniowe wykonywane przez Euro NCAP oceniające bezpieczeństwo pasywne
samochodów uznały, że aż 7 samochodów Renault (do 2005r.) są oceniane 5* notą.
- O sukcesach Renault w Formule 1 mówić już nie trzeba. Ciekawe, że własnie
wyscigi, były na początku historii Renault największą ich reklamą, gdzie Louis Renault potrafił pobic wszelkie rekordy.

Dla ciekawych więcej poczytać można o historii Renault TU.

Osobiste spostrzeżenia:
Tak jak sama jeżdżę na REnault i koledzy też mają, zauważyłam kilka "chorób" tych samochodów...A mianowicie:
1, PIECKA - to stopa Achillesowa wszystkich Renault. O nowych samochodach nie mówię, bo się nie znam, ale w tych starych to poważny kłopot.
2, Automatyczna BLOKADA DRZWI czyli centralny zamek - też słabe miejsce nie tylko Megane, ale i innych modeli również. Ciekawe, że w starym modelu Renault (95-97 rok napewno) na przednich prawych drzwiach nawet nie ma przycisku do zamknięcia drzwi. Czego konsekwencją jest ciągłe zamykanie tych drzwi kluczem w wypadku ich niesprawnosci - co do powyższania satysfakcji z samochodu się nie przyczynia.
3, ZDERZAK (na naszym - Bamper :) ) - w Megane to zupełnie katastrofa. Umocowany jest na takich włoskach, że z łatwocią można go stracić lub zniszczyć na niewinnej jamce.

W sumie, każdy samochód potrzebuje odpowiedniej "troski", tym bardziej jesli on nie jest nowy.

Co do wypadków samochodowych - tut brak słów. W ciągu dwóch dni dwa razy do nich trafiłam. Jeden dzien rozbilismy się na Renault Safrane - tut winą byli: zbyt duża prędkosć, burzliwe emocje kierowcy, nagie koły M+S...Na szczęscie ucierpiały tylko samochody, przy czym Ford Galaxi, w który się uderzylismy, minimalnie, Renault natomiast będzie potrzebował dobrego remontu. My zostalismy żywi, zdrowi i bez większych uszkodzeń (jasne oprócz psychologicznych).
Wczoraj natomiast potrafiłam zupełnie zniszczyć swoje dwa koła, przy czym dyski kompletnie. Winą wypadku byli: złe warunki drogowe - snieg i plucha, zapotniałe okna - gdyż piecka strajkuje, i moja bezczułosć - zbyt wielkie zmęczenie. Na szczęscie ani inne samochody, ani ja - nie ucierpielismy i cały incydent skonczył się w miare pomyslnie (nie licząc strat finansowych i psychologicznych trawm).
Po takich wypadkach zaczynasz rozumiec zalety pasów bezpieczenstwa oraz zupełnie inaczej patrzec na droge. Nieuważnemu, zmęczonemu, emocjonalnie niespokojnemu kierowcu lepiej za ster nie siadac...

Bądźcie żywi, zdrowi i bezpieczni Piesi i kierowcy!

2007 m. gruodžio 21 d., penktadienis


Czasami człowiek czuje się jak stara pieczarka...
Jak:
Robaczliwa...
Gorzka...
Struchlała...
Na pół gniła...
Śmierdząca pieczarka...
Siedzi zakotwiczona na starym struchlałego drzewa brzegu...
I gnije nikomu niepotrzebna aż do pierwszego śniegu...
Powoli..
pomalutku...
dziurkują pasożyci pieczarkę...
jej zgrabny kapelusik...
mały trzonik...
różowe blaszki...
Pęknęło by serdce grzybiarza na widok..
...na widok tak strasznej reducentów igraszki...

Przecież byłoby wszystko inaczej...
GDYBY tylko...
Trochę nikłego światełka,
Parę deszczu kropel..
Który orzeźwił by mały grzybek i dodałby mu sił...
Byłby i świat miły dla grzybka i grzybek światu mił...

2007 m. gruodžio 17 d., pirmadienis

Szalony weekend: Propaganda Pub, Ryga i 15h trwający sen

Nie mogę strzymać się od tego, by nie opisać swych szalonych przygód podczas weekendu..
Wszystko rozpoczęło się od tego, że na pracy podczas wolnej chwilki stworzyłam trójzwrotkę:

Po co poskramiać swoje ambicje?
Czemu nie złamać wszystkie tradycje?
Czemu nie unieść się chociaż trochę wyżej,
Po co hamować, trzeba być do celu bliżej.

Czemu nie brać od życia wszystko co ono daje?
Czemu nie omijać wszystko co na drodze wstaje?
Boimy się niezrozumienia, czegoś nieznanego,
Gdzie jest kres rutyny i początek czegoś nowego...

Strasznie stracić znajomy grunt, który mamy
A może w sumie zupełnie nic nie posiadamy?
Może lepiej łebsko o ścianę pobić
Niż na miejscu truchleć i niczego nie robić?

Nic dziwnego,że mysli zawarte w mini wierszu zaczęły się urzeczywistniać, tzn. wieczorem napisałam list motywacyjny i razem z CV wysłałam na interesujące mnie miejsce pracy. Tym razem, w sumie już od dłuższego czasu, myslę o pracy w sferze logistyki. Nie wiem czy to napewno jest to, czego pragnę, ale jak to w książce wieków jest napisane(pomimo mojej areligijnosci - czasami można tam spotkać dosć dobrych mysli):"Szukajcie, a znajdziecie...albowiek każdy..kto szuka, znajduje".
Więc, już myslałam, że spokojnie - nawet w domu - spędzę wieczór piątkowy. Oczywiscie się myliłam. Spotkałam się z kolesiami z Lipówki. Tak dawno ich nie widziałam i tak przyjemnie było wspomnieć stare czasy. Byli: Saszka, Paweł, Ernest, Romek z dziewczyną, Witalik, no i jasne siedzielimy u Anżeły.Pewnie,że zachciało się nam przygód: o noszeniu się po miescie z muzyką i spiewaniu głosniej mego Alpinu, dragowaniu się już milczę, sesns w tym,że jakos wesoło dotarlismy do klubu. Chłopaki zaproponowali do Propaganda Pub. Tak jak ja tam nie byłam, to chciałam zobaczyć, czym ten klub oddycha.I szczerze mówiąc ten oddech nie jest czysty, przyjemny, orzeźwiający i mile dźwięczący. Tzn. muzyka - club mix, w sumie tańczyć tylko w tranzie (alkoholowym lub narkotykowym; jak to większosć tam i robiła), miejsca dostatecznie, publiki mało (i odrażająca - lub nastolatki, lub niejasne kompanie w składzie: chłopcy, chłopcy i tylko chłopcy :), no i napewno mężczyźni w wieku (jak bez nich)). Co mi się spodobało: DJ dosć niezły, gdy poprosiłasm go cos z rosyjskiego repertuaru, chętnie zagrał. W sumie nawet w takich warunkach fajnie sobie potańczylismy. Do domu wróciłam o 5.00, jasne do uniwerku nie wstanie byłam wstać.:)

W subotę postanowiłam trochę odpocząć, byłam w domku, wieczorem przyjemnie konsumowałam w Submarinie picę z przyjacielem, gdy raptem zadzwonił telefon (ostatnio to nie tylko srodek komunukacyjny(informacyjny), ale kawałek różnego składu elementów chemicznych, który jest przyczyną bardzo różnych emocji). Zadźwięczała szalona mysl: jedziemy na morze (był wieczor 21,00). Chwila ciszy.Mnóstwo mysli w głowie. Jeszcze jeden odebrany przez przyjaciela telefon i ogólna decyzja : Jedziemy do RYGI!!! Szalona mysl, w sumie jak i moje życie.Takim sposobem o 22,30 wyjechalismy z Wilna w kierunku Rygi. Oj, droga była wesoła :) było 4 chłopców daleko nie z pustymi rękami i z superowym humorem i super muzyka:)Na początku za sterem byłam ja (przejechałam 300km z 900 :)(tyle wycierpiała moja Renault)). Bajery rozpoczęły się od tej chwili, gdy na granicy łotewskiej sprawdził nasze dokumenty szanowny Kaspers :).Dobrze posmielismy się z łotewskiego ubezpieczenia :"BTA apdrošinašama" i nawet wleźlismy na sam napis miasta RIGA. :)
Najlepsze było jak zabłądzilismy się w Rydze szukając centru-starówki, wyjechalismy na jakies zbocza miasta.Starówkę odnaleźlismy - jest czarująca, a mosty - ex, o nich milczę...Istne cuda :) Na drogach nie transport a chaos: tramwaje, trolejbusy, autobusy, samochody :) Na tramwaju nawet zdołalimy jeden przystanek podjechać(omówilismy się w dług z kierowniczką tramwaju) :) Potem postanowilismy zjeździć na morze. Do Jurmaly 11km, my potrafilismy tak nabłądzić szukając morza, że nakręcilismy 100 km :) ale ostatecznie nawet pokręcilismy słoneczka na plaży, a ja byłam w tranzie euforii stojąc na brzegu morza i słuchając szumu fal...

Nie mniej ciekawa była podróż do domu :) Stacje benzynowe w nocy nie pracują i zalać paliwa i cos zjesc w łotwie jest niemożliwie :) ostatecznie jedną znaleźlismy, ale kanapki taki mieli zapach, że wszyscy zgodzilismy się że zapach skarpet jest lepszy :) Po drodze zajechalismy w Kedainiai...Ale miasteczko...Byłam w takim przyjemnym szoku: tak czysto i ładnie, taki porządek, takie sliczne :) Powiedziałam, na pewno jeszcze tam wrócę wszystko obejrzeć. Zjedlismy w Kedainiai pyszny obiad i o 15,00, nakręciwszy 900km wrócilismy do domu...Przyznaję sie o 16,00 poszłam spać, wstałam następnego dnia o 7,00 :))))

2007 m. gruodžio 13 d., ketvirtadienis

poezja chwili...

Czasami chce się zagwoździć w najciemniejszy ściany kąt
rozerwać wszystkie kalendarze, by nie czekać tych świąt,
Znaleźć gruszę i zranić do krwi swoje małe pięści
Wyjść na podwórek i splunąć na cztery świata części.

Wyskoczyć na balkon i krzyczeć w agonii złości,
Wylać swą niechęć, problemy, nieprzyjemności.
Biec, oszaleć, stracić się, odnaleźć się, wyskoczyć,
Ślizgać się, pełznąć po śniegu i z nóg do głowy się zmoczyć.

Rozedrzeć wszystkie pieniądze, obciąć wszystkie włosy
Wywiesić na ołtarzu ofiarnym swoje światłe kosy
Runąć głową w dół, przylgnąć ze stukiem do gruntu,
Zabić resztki młodzieńczego wewnętrznego buntu.

Szukać, tracić, galopować, pełznąć i narzekać
Zniechęcać się, cieszyć, udawać i wciąż czekać
Jeść, pić, spać, poziewać, wreszcie oddychać
Marzyć, pragnąć, zjawiać się i znowu znikać.

Uśmiechać się, kiedy ci dusza boli i się rozrywa,
Płakać, kiedy serce się cieszy i w dziewiąte niebo porywa,
Całować, kiedy w sercu chłód panuje arktyczny
Tęsknić, gdy ukochany to tylko sen mistyczny.

Zamarznąć na śmierć w małej szklance wrzącej wody,
Zadusić się w lesie tropikalnym podczas miłej przygody,
Stać się alkoholikiem od czystej źródlanej wody,
Zakochać się w kałuży w czasie niedobrej pogody...

Robić, tworzyć, łamać, burzyć i wciąż się uczyć,
Wierzyć, pragnąć, nadzieić się i z tyłu nadal włóczyć,
Milczeć, krzyczeć, rozdzierać się i nyć..
Ach...poprostu...wszystko to jest Żyć...

-Melo detektorius-


Od dawna chciałam schodzić do nowego DOMINO teatru (więcej o nim www.dominoteatras.lt ). Przy tym, ciągle robię sobie ucztę dla brzucha (kawiarnie, restauracje), rozrywki fizyczne (kręgle, bilard, łyżwy), łapię dozę adrenaliny (np przeniesć się przez miasto z ryczącą sportową Ford Probe 2,5 DOH, lub trafić przypadkowo w wir "strelak" i omal nie stać swiadkiem sądu Lynch'a), ostatecznie stęskniłam się po rozrywce kulturalno-umysłowo-duchowej. Tym razem wybrałam komedię absurdu-spektakl "Melo detektorius" z aktorami: Algirdas Latėnas, Viktorija Kuodytė i Kostas Smoriginas (który także jest i reżyserem tego spektaklu i kierownikiem programu(repertuaru) samego teatru).
Chociaż bilety do teatru nie są bardzo tanie (30,40,50 Lt), jednak sala była wypełniona. Sala dosć pięknie udekorowana: sciany pokryte czerwonym aksomem (kurtyna też w tym stylu), które wieją skromnym przepychem i dosć wyrafinowaną elegancją. Jedynie krzesła trochę dysonują z całym dekorem - są jak w sali kinowej (w sumie mysle, że wczesniej ta sala takie i miała przeznaczenie)krzesła miękkie,ale miejsca mogłoby być trochę więcej.Sala dosć mała - miesci 400 widzów - ale dostatecznie przytulna.
Myslę, że sam spektakl jest więcej niż dobry. Temat jest bardzo uniwersalny i bliski.
Tresć w krótce: przedstawiona jest roboczej klasy para małżeńska - mąż pijany zapomina gdzie położył wynagrodzenie za pracę, a żona bezskutecznie stara się znaleźć. Wywołuje hipnotyzera by za pomocą hipnozy, pomógł dla niej odnaleźć pieniądze. Jednak kobieca ciekawosć bez granic i w czasie hipnozy ona zaczyna kopać się w przeszłosci małżonka, odkrywając dla siebie bardzo ciekawe fakty. Taka sama sytuacja powtarza się z żoną.
Temat dosć wdzięczny i uniwersalny. Cały spektakl przepełniony jest komicznymi sytuacjami i dialogami. Temat bliski dla ludu, sceny z życia, mowa potoczna(czasami nawet elementy slangu) - co pomaga lekko wczuć się w potok wydarzen na scenie (plus temu sprzyjają superowa akustyka i efekty dźwiękowe). Wydawało by się cała rozrywka prosta, smieszna i banalna - jednak, tu trzeba pohamować pęd mysli. Przyjemnie zadziwia, że ukazując scenę z życia marginesu społecznego, aktorzy potrafili nadać temu nie tylko komiczną postać, jednak i dosć głęboki sens. Artysci stwierdzają, że miłosć i prawda są niezgodne ze sobą wartosci. Czasami może lepiej czegos nie wiedzieć o bliskiej osobie, niż wiedzieć za dużo? Oprócz tego,w pamięci wygrawirował się ostatni monolog Smoriginas'a i jego słowa: "būkite geresni"...
Uogólniając: rozrywka była wspaniała, przyniosła wiele przyjemnych emocji i zmusiła zamyslić się.

2007 m. gruodžio 7 d., penktadienis

Maleństwa...


Trafiłam w wir najpoważniejszych zdarzeń życiowych...Dookoła maleństwa, małżeństwa, maleństwa...Czy to tylko ja wydaję się jeszcze sobie niedostatecznie dojrzała do tak poważnego kroku życiowego? Wygląda, że tak...W sumie tym się cieszę. Napewno, niewiadomo jak życie się potoczy, ale wyskoczyć za mąż zawsze można zdążyć...
A teraz o maleństwach...Otóż 13 listopada niespodzianie Dina urodziła 10 szczeniąt...Trudno zapomnieć oczy zwierzątka - matki. W nich był taki blask, tyle ciepła, troski. Szczerze, tak mi zapadły te oczy do pamięci. Pies całkowicie się odmienił.
Następnie urodziła brata żona. Tak jak nie mam możliwosci widzieć młodych rodziców na żywo, służy temu skype(mikrofon, kamera). Najbardziej mnie zauroczyło zamieszanie brata i strach w oczach, gdy brał na ręce maleństwo.
Wczoraj byłam w szpitalu...Z kolegiem jechalismy odwiedzić jedną parę, która tylko doczekała się maleństwa. Przeraził mnie wiek młodej pary (młody tata nie miał 20), ale nie o to chodzi, to jeszcze nic nie znaczy. Te puste oczy chłopca, ta butelka wódki pod łóżkiem, ten stereotypowy chłód mężczyzny(chociaż..do prawdziwego mężczyzny jemu jeszcze daleko).Wyglądał i zachowywał się jak małe dziecko, który nie orientuje się zupełnie w nowej sytuacji.Widać, że cała odpowiedzialosć leży na barkach młodej matki, że nie ma czego oczekiwać od tego "mężczyzny". Te puste oczy, te słowa "radosci", że ma dziecko, brzmiały tak jak gdyby "mam nowy samochód", zero uczuć...Sztuczne, puste oczy..Jak to było strasznie...Młoda matka, która tylko przecierpiała agonię przy urodzeniu dziecka, tuli się do znieczulonej sciany. Młoda matka, która w swoim łonie wynosiła malutkie cudo, nie otrzymuje żadnego ciepła i wsparcia. Młoda matka swoim profilem wciela największą kobiecosc i piękno na ziemi. Młoda matka swoją postawą ukazuje urok macierzyństwa. Młoda matka zostaje samotna i nie zrozumiana przez "swego mężczyzny".
Jak mnie złoszczą stereotypy, bezczułosć, obojętnosć, głupota...Dziecko, to przecież takie cudo. To twoje ciało i krew...Mała istota, która potrzebuje tyle ciepła, oddania, miłosci...Przecież najwiekszym szczęsciem jest dawać, nie brać...Dawać dla tych, których kochasz...Dzielić się swym ciepłem...Z miłoscia troszczyć się tymi, którzy dla ciebie są sensem życia...