2008 m. gruodžio 2 d., antradienis

szalony weekend - kluby, kluby, kluby...


Postanowiliśmy z przyjaciółkami w sobotę zostawić chłopaków, mężów itp. w domu i zrobić sobie szalony weekend w dziewczęcym gronie. Więc, nie bez alkoholu: kto z szampanem, kto z Martini, a kto w ogóle ze Scotish leader dla śmiałości - a ja z Red Bulem (a co więcej robić za sterem?). Najbardziej extremalna propozycja wzięła górę i udaliśmy się na poszukiwanie tajemniczego klubu.
Więc - Men's Factory :) Nie wiem, co tam nas zaniosło. :) Klub schowany w zaułkach między ulicami Vytenio i Shevczenkos...Zrobione graty jak w więzieniu, nie, raczej jak w klatce - i za chwilkę jesteśmy wewnątrz...Jest kilka minut przed północą, więc wejście mamy za 30Lt (po północy ono 50Lt). Zdziwia dziwna atmosfera, półmrok i nawiązanie interjeru do męskiego członka :) Po tym jak nas sprawdzają, trafiamy do klubu...Szatnia tutaj też jest płatna. Przy barze kilka mężczyzn, na ogół wydaje się pusto. Siadamy za stolik i od razu spostrzegamy ciekawy fakt: stoliki są zasłaniane firanami, w klubie panuje mrok, ludzie są, ale ich nie widać, niemożliwie zorientować się jakiej wielkości jest klub...i szczerze - atmosfera odstraszająca...Podchodzi do nas chłopak z meniu (ubrany w krótkich majtkach i obcisłej majeczce - napewno dla mnie on seksualnością nie wieje - raczej odwrotnie), ostrzega, że stolik kosztuje 200LT, jednakże możemy tą sumę przepić. Jednogłośnie postanawiamy stamtąd wyjść. Przed tym zachodzimy do WC - o rany! Szklane kabiny :) Wiedzieliśmy dokładnie, że byliśmy w sali ogólnej, są jeszcze oddzielne sale dla homoseksualów, gdzie można wejść tylko mając kartkę członkowską. Jednakże zaspokoiliśmy swoją ciekawość aż nadto i chciało się czym szybciej okazać się poza murami tego lochu...Po awanturze z ochroną, jesteśmy nawet mile wyproszone na zewnątrz - czym się szczerze cieszę...
Więc...punkt przybycia Nr 2 - Mojito Naktys.To koktajl bar znajdujący się tuż przy Niemieckiej :). Przy wejściu kolejka - sprawdzają dokumenty i wpuszczają tyle osób ile wychodzi. Zdziwiło mię to - potem zrozumiałam - wejście bezpłatne i ludzi masa. Właśnie. Ludzi tak dużo, że czujesz się jak śledź w skarbonce...Tańczyć było bez szans..Publika bardzo różna, ale wydało się, że najwięcej było studentów...Po półgodzinowym pobyciu, część dziewcząt postanawia tam zostać, a my udajemy się dalej na poszukiwanie przygód...
Kolejny klub to Champange bar w GCW (GRand Casino World) na ulicy Vienuolisa, tuż przy budynku Opery i Baletu. Napewno interjer i atmosfera jest zupełnie inna: przepych, czerwone dywany, po wyjściu w szatni mężczyzna nawet nas wszystkich ubrał...Więc zachodzimy do klubu. A tam: muzyka lat 70-80 oraz około 15 osób powyżej 30 lat...W jednej z kompanii mężczyzna widocznie spożył za dużo trunków, więc robi mu się źle...Nie czekając rozstrzygnięcia tej niemiłej sytuacji - wychodzimy z GCW. Na schodach spotykamy kupę chłopów, które proponują zajrzeć do Wild Lithuanian. Dziewczyny chcą do Prospekto Pub, ja wcale nie życzę iść do tego miejsca, więc ostatecznie idziemy do WIld. Nie byłam tam ponad dwa lata. Zdziwiło mnie, że w Lithuanian, DJ grał rosyjskie kawały! kiedyś o tym naprawdę było nie do pomyślenia...Publika, jak i trzeba było oczekiwać - do niczego :) Jak zawsze tani striptiz i wylgarnie! ubrane kelnerki...Ostatecznie, zupełnie nie szliśmy z celem znachodzić sobie kogoś. W klubie drugiej osoby nie ma sensu szukać.. Raczej szłyśmy z celem powygłupiać się, rozluźnić się, podrażnić się, lekko poflirtować, natańczyć się i w ogóle pobawić. Szczerze mówiąc, wszystko super się udało...Najważniejsze, że był dobry nastrój - bo Wild to zupełnie nie najlepsze miejsce dla dobrego spędzenia czasu.
Jednakże natańczyłam się do woli: nogi bolały tak, że trudno było do łóżka dojść. A ten fakt, że przyjechałam do domu tylko koło 5 rana, sam za siebie mówi :)

Komentarų nėra: