Przypadkowo trafiłam na program festiwalu akordeonu...zaciekawiłam się jednym artystą - Kimmo Pohjonen - fiński akordeonista, znany ze swej nietypowej twórczości i nowoczesnej interpretacji akordeonu. Pierwsze skojarzenia jakie mi powstały gdy usłyszałam jego granie w youtube i zobaczyłam zdjęcia w przeglądarce - Enigma - dlatego niezwłocznie zajęłam się
poszukiwaniem biletów. Na szczęście, powiodło mi się i biliety otrzymałam...
Uroku i tajemnicy przydawało to, że koncert miał odbyć się w kościele...
Więc w subotę masa ludzi gromadziła się do kościołu przy domu nauczycieli na ulicy wileńskiej. W półmroku kościelnym widoczna była masa techniki do iliuminacji i dźwięku. W późno barokowym stylu wybudowany kościół tworzy dziwną
mistyczną atmosferę. Wyjście artysty na scenę niezostawiło żadnych wątpliwości, że to właśnie on. Wyglądał jak ze zdjęcia: oryginalna fryzura, ubranie, które obnażało jego umięśnione ręce i brzuch, specyficzne spodnie...Wyglądał jak nowoczesny szaman nieznanego plemienia... Raptownie usiadł i zaczął grać...W kościele zapanował mrok i zupełna cisza...Razem z dźwiękami akordeonu zaczęły z głębi pamięci płynąć wspomnienia o szkole muzycznej...Jednak muzyka artysty szybko zmusiła skoncentrować się wyłącznie na tym co słyszę...Artysta nasycał nas dzikimi dźwiękami natury i spokojnymi falami morza, groźnym warczeniem silników i chaosem. Potrafił trzymać w takim napięciu, że serce biło się w niespokojnym rytmie, szokował, raził i harmonizował...Ciarki biegały po ciele od raptownego dźwiękowego strachu, a serce było pełne podziwu i niezmiernego szacunku do tego utalentowanego człowieka...Po półtorogodzinowej podróży po świecie nowych i dotąd niepoznanych dźwięków, zostałam oczarowana... Nasyciłam głód duszy i zostałam uwrażliwiona za nowo na muzykę akordeonu...
mistyczną atmosferę. Wyjście artysty na scenę niezostawiło żadnych wątpliwości, że to właśnie on. Wyglądał jak ze zdjęcia: oryginalna fryzura, ubranie, które obnażało jego umięśnione ręce i brzuch, specyficzne spodnie...Wyglądał jak nowoczesny szaman nieznanego plemienia... Raptownie usiadł i zaczął grać...W kościele zapanował mrok i zupełna cisza...Razem z dźwiękami akordeonu zaczęły z głębi pamięci płynąć wspomnienia o szkole muzycznej...Jednak muzyka artysty szybko zmusiła skoncentrować się wyłącznie na tym co słyszę...Artysta nasycał nas dzikimi dźwiękami natury i spokojnymi falami morza, groźnym warczeniem silników i chaosem. Potrafił trzymać w takim napięciu, że serce biło się w niespokojnym rytmie, szokował, raził i harmonizował...Ciarki biegały po ciele od raptownego dźwiękowego strachu, a serce było pełne podziwu i niezmiernego szacunku do tego utalentowanego człowieka...Po półtorogodzinowej podróży po świecie nowych i dotąd niepoznanych dźwięków, zostałam oczarowana... Nasyciłam głód duszy i zostałam uwrażliwiona za nowo na muzykę akordeonu...
Komentarų nėra:
Rašyti komentarą