Nareszcie dobrałam się opisać swe przygody z urlopu :) A było ich wiele...
W sumie, odpoczęłam superowo i choć na początku czułam się dziwnie, że pojechałam jedna - w końcu byłam z tego zadowolona...Spędziłam na Żmudzi 7 dni, a wspomnień, wrażeń i opalenizny wystarczy nie na jeden miesiąc :)
Najbardziej cieszę się tym, że zwiedziłam Klajpedę...Ponieważ nigdy tam nie byłam, było mi bardzo ciekawie. Wszystko co znalazło moje oko ciekawego, umieszczam wraz z opisami w foto galerii http://picasaweb.google.com/zweriushka/Morze.
Najciekawsze przygody, wrazenia i znajomości z urlopu:
1) Zostaję w środku nocy na bruku :)
Zamieszkałam u jednej babci, która przez nieuwagę jednej nocy zamknęła drzwi wejściowe od środka. Dostukać się o 2,00h nocy było niemożliwie. Wychodzę na ulicę i myślę co robić. Udaję się do pobliższego hotelu – nocleg 250 Lt, tyle pieniędzy ze sobą nie mam. Na ulicy przyczepił się do mnie jakiś pijany Kowieńczyk. Opowiada, że pił z kumplami w Kownie i namyśleli się jechać na ura do Połągi. Później towarzysze zostawili go na kurorcie i sami wyjechali :) Na ile mówił prawdę niewiadomo, ale fakt, że stał na drodze i tranzował do Kowna :)
Postanowiłam podejść do mężczyzny, który oferował pokoje. Zapytałam o jednopokojówkę na tę noc, popatrzył na mnie dziwnie i podał adres. Zawieźć (nawet za pieniądze) kategorycznie odmówił. Udaję się na podany adres. Znachodzę 6,7 budynek, nr 8 nie ma – raczej jest – magazyny Maximy :) Zaczynam się śmiać – nie byliby Litwini :) Z magazynu wychodzi młody chłopak i zaczynamy rozmawiać. Dowiaduję się, że jest jeszcze uczniem z Szawli i przyjechał pracować tu na lato. Warunki zamieszkania trudne – ale da się zarobić więcej niż w ojczystym miasteczku...Stara mi się zorganizować nocleg – jednak o 2,30 nie jest to łatwym zadaniem...Czuję, że jest już mi bardzo zimno, rozwituję się z towarzyszem i podążam w kierunku domu...Siadam na ławce...Marzy mi się ciepło łóżko ze słonikiem...Myślałam ile potrafiłabym oddać za ten komfort...Raptem wstaję i w napływie dzikiej energii zaczynam walić we wszystkie okna domu...Znalazłam wreszcie okna babci, otwiera mi drzwi z dużym zdziwieniem i przeprasza za incydent...Ten wypadek był głównym jej opowiadaniem dla sąsiadek przez cały tydzień..Nu a ja szczęśliwie wylądowałam do łóżeczka i słodko spałam aż do 11.00h...
2) Spacerowałam nocą po plaży...Właśnie podjęły się fale i morze było takie wzburzone, że przyjemnie było zanurzać swe nożki w pieniące się fale...Przechodząc zauważyłam mężczyznę, który czegoś szukał, ciekawie było, ale nie podeszłam....Spacer był długi i przysiądłam na ławce, patrzę podchodzi ten mężczyzna i z detektorem do metalu coś szuka pod moją ławką. Tut ja już nie wytrzymałam i zapytałam, czego on szuka. Zaczęliśmy rozmawiać. Przede mną 30-35 letni mężczyzna, ma rodzinę, pracuje w samorządzie Klajpedy i jego hobby poszukiwanie na plaży kolorowych metali: t.j. utraconej złotej czy srebrnej biżuterii i oczywiście monet. Zrozumiałam, że przede mną bardzo ciekawy człowiek, a ponieważ on był zadowolony z mojej wesołej kompanii, więc razem przewałęsaliśmy się pół nocy po plażu szukając utraconych skarbów i obcując. Przyznaję się, zajęcie jest bardzo fascynujące. Przynosi bardzo wiele azartu. Z każdym razem gdy aparat zaczyna pipikać, z niecierpliwością mój towarzysz odkopywał grudki piachu, a ja z ciekawością obserwowałam...Znachodziliśmy i centy i lity i srebrną biżuterię...Najwięcej dobra było pod przebieralniami – logicznie : ). Obeszliśmy całą plażę na lewo od mostu, przeszukując wszystkie przebieralnie i miejsca w pobliżu. Oprócz tego pierwszy raz wciągu mego pobytu były duże fale, więc z rozkoszą i pragnieniem wciąż spoglądałam na niespokojne morze...Po małej uwadze o rozpienionym morzu, już miałam towarzysza do nocnego kąpania się w falach...Adrenalinu była masa: i z powodu nieznajomego obok mnie mężczyzny i zimnej wody i dużych fal, które bezlitości rozbijały się o moje ciało...A wokół ciemna noc i żadnej duszy oprócz nas...Nie wiem czemu, ale ufałam temu człowieku...Cieszy mnie, że moje żeńskie 6 uczucie nie zawiodło mnie...Około 2h wróciliśmy do mostu...Byłam zmęczona, marzyłam o ciepłym łóżku i kawie Latte...Powiedziałam towarzyszowi, że muszę iść...Zmartwił się, zaoferował zawieźć, ale odmówiłam...Więcej go nie widziałam...Wypiłam Latte i wyszłam na ulicę Basanawicziusa...To co zobaczyłam, było za granicami mego doświadczenia: masa nastolatków pijana do upadku błąka się po ulicy i moście...Zewsząd mat, nieprzystojne słowa i kupa policji, która próbuje coś robić...Jak zrozumiałam, taka sytuacja każdy weekend, kiedy zjeżdża się do letniej stolicy cała hołota...Podchodzę do WeloTaxi, chłopacy zrozumieli, że waham się i wsadzili mnie do tego "taxi". Ciekawie było, nawet wypróbowałam sama za sterem, co to za uczucie...Chłopak, który jechał na rowerze-taxi, też przyjechał z Szawli tutaj na zarobki...Opowiadał, że te taksówki ma jedna firma, której wszyscy rowerzyści, niezależnie od ilości klientów, płacą w dzień 120-150LT. A bywa różnie...Ciekawie porozmawialiśmy z chłopakiem dopóki zawiózł mię do domu...Najlepsze, że następnego, już ostatniego wieczoru spotkałam go w mieście, i chętnie zawiózł mnie do domu :)
Jednak nie wszystka litewska młodzież jest tak zdegradowana, jest jeszcze takich, z żyłką człowieczeństwa i dobroci...Spotkałam to w Pałandze nie raz...
Ogólnie mogę powiedzieć, że odpoczynek się udał...Te długie spacery po plazy, przyjemny szum fal, rowerowe rajdy i wycieczki zmusili znów do duszy wrócić harmonię i od nowa zakochać się w zycie i w siebie...życie znów odkryło się w całych swych pysznych barwach...
W sumie, odpoczęłam superowo i choć na początku czułam się dziwnie, że pojechałam jedna - w końcu byłam z tego zadowolona...Spędziłam na Żmudzi 7 dni, a wspomnień, wrażeń i opalenizny wystarczy nie na jeden miesiąc :)
Najbardziej cieszę się tym, że zwiedziłam Klajpedę...Ponieważ nigdy tam nie byłam, było mi bardzo ciekawie. Wszystko co znalazło moje oko ciekawego, umieszczam wraz z opisami w foto galerii http://picasaweb.google.com/zweriushka/Morze.
Najciekawsze przygody, wrazenia i znajomości z urlopu:
1) Zostaję w środku nocy na bruku :)
Zamieszkałam u jednej babci, która przez nieuwagę jednej nocy zamknęła drzwi wejściowe od środka. Dostukać się o 2,00h nocy było niemożliwie. Wychodzę na ulicę i myślę co robić. Udaję się do pobliższego hotelu – nocleg 250 Lt, tyle pieniędzy ze sobą nie mam. Na ulicy przyczepił się do mnie jakiś pijany Kowieńczyk. Opowiada, że pił z kumplami w Kownie i namyśleli się jechać na ura do Połągi. Później towarzysze zostawili go na kurorcie i sami wyjechali :) Na ile mówił prawdę niewiadomo, ale fakt, że stał na drodze i tranzował do Kowna :)
Postanowiłam podejść do mężczyzny, który oferował pokoje. Zapytałam o jednopokojówkę na tę noc, popatrzył na mnie dziwnie i podał adres. Zawieźć (nawet za pieniądze) kategorycznie odmówił. Udaję się na podany adres. Znachodzę 6,7 budynek, nr 8 nie ma – raczej jest – magazyny Maximy :) Zaczynam się śmiać – nie byliby Litwini :) Z magazynu wychodzi młody chłopak i zaczynamy rozmawiać. Dowiaduję się, że jest jeszcze uczniem z Szawli i przyjechał pracować tu na lato. Warunki zamieszkania trudne – ale da się zarobić więcej niż w ojczystym miasteczku...Stara mi się zorganizować nocleg – jednak o 2,30 nie jest to łatwym zadaniem...Czuję, że jest już mi bardzo zimno, rozwituję się z towarzyszem i podążam w kierunku domu...Siadam na ławce...Marzy mi się ciepło łóżko ze słonikiem...Myślałam ile potrafiłabym oddać za ten komfort...Raptem wstaję i w napływie dzikiej energii zaczynam walić we wszystkie okna domu...Znalazłam wreszcie okna babci, otwiera mi drzwi z dużym zdziwieniem i przeprasza za incydent...Ten wypadek był głównym jej opowiadaniem dla sąsiadek przez cały tydzień..Nu a ja szczęśliwie wylądowałam do łóżeczka i słodko spałam aż do 11.00h...
2) Spacerowałam nocą po plaży...Właśnie podjęły się fale i morze było takie wzburzone, że przyjemnie było zanurzać swe nożki w pieniące się fale...Przechodząc zauważyłam mężczyznę, który czegoś szukał, ciekawie było, ale nie podeszłam....Spacer był długi i przysiądłam na ławce, patrzę podchodzi ten mężczyzna i z detektorem do metalu coś szuka pod moją ławką. Tut ja już nie wytrzymałam i zapytałam, czego on szuka. Zaczęliśmy rozmawiać. Przede mną 30-35 letni mężczyzna, ma rodzinę, pracuje w samorządzie Klajpedy i jego hobby poszukiwanie na plaży kolorowych metali: t.j. utraconej złotej czy srebrnej biżuterii i oczywiście monet. Zrozumiałam, że przede mną bardzo ciekawy człowiek, a ponieważ on był zadowolony z mojej wesołej kompanii, więc razem przewałęsaliśmy się pół nocy po plażu szukając utraconych skarbów i obcując. Przyznaję się, zajęcie jest bardzo fascynujące. Przynosi bardzo wiele azartu. Z każdym razem gdy aparat zaczyna pipikać, z niecierpliwością mój towarzysz odkopywał grudki piachu, a ja z ciekawością obserwowałam...Znachodziliśmy i centy i lity i srebrną biżuterię...Najwięcej dobra było pod przebieralniami – logicznie : ). Obeszliśmy całą plażę na lewo od mostu, przeszukując wszystkie przebieralnie i miejsca w pobliżu. Oprócz tego pierwszy raz wciągu mego pobytu były duże fale, więc z rozkoszą i pragnieniem wciąż spoglądałam na niespokojne morze...Po małej uwadze o rozpienionym morzu, już miałam towarzysza do nocnego kąpania się w falach...Adrenalinu była masa: i z powodu nieznajomego obok mnie mężczyzny i zimnej wody i dużych fal, które bezlitości rozbijały się o moje ciało...A wokół ciemna noc i żadnej duszy oprócz nas...Nie wiem czemu, ale ufałam temu człowieku...Cieszy mnie, że moje żeńskie 6 uczucie nie zawiodło mnie...Około 2h wróciliśmy do mostu...Byłam zmęczona, marzyłam o ciepłym łóżku i kawie Latte...Powiedziałam towarzyszowi, że muszę iść...Zmartwił się, zaoferował zawieźć, ale odmówiłam...Więcej go nie widziałam...Wypiłam Latte i wyszłam na ulicę Basanawicziusa...To co zobaczyłam, było za granicami mego doświadczenia: masa nastolatków pijana do upadku błąka się po ulicy i moście...Zewsząd mat, nieprzystojne słowa i kupa policji, która próbuje coś robić...Jak zrozumiałam, taka sytuacja każdy weekend, kiedy zjeżdża się do letniej stolicy cała hołota...Podchodzę do WeloTaxi, chłopacy zrozumieli, że waham się i wsadzili mnie do tego "taxi". Ciekawie było, nawet wypróbowałam sama za sterem, co to za uczucie...Chłopak, który jechał na rowerze-taxi, też przyjechał z Szawli tutaj na zarobki...Opowiadał, że te taksówki ma jedna firma, której wszyscy rowerzyści, niezależnie od ilości klientów, płacą w dzień 120-150LT. A bywa różnie...Ciekawie porozmawialiśmy z chłopakiem dopóki zawiózł mię do domu...Najlepsze, że następnego, już ostatniego wieczoru spotkałam go w mieście, i chętnie zawiózł mnie do domu :)
Jednak nie wszystka litewska młodzież jest tak zdegradowana, jest jeszcze takich, z żyłką człowieczeństwa i dobroci...Spotkałam to w Pałandze nie raz...
Ogólnie mogę powiedzieć, że odpoczynek się udał...Te długie spacery po plazy, przyjemny szum fal, rowerowe rajdy i wycieczki zmusili znów do duszy wrócić harmonię i od nowa zakochać się w zycie i w siebie...życie znów odkryło się w całych swych pysznych barwach...
Komentarų nėra:
Rašyti komentarą