2008 m. kovo 20 d., ketvirtadienis

bardzo poważnie :)

W związku z korzystną aurą akademicką, z hawającymi się warunkami meteorologicznymi i innymi faktami - został zafiksowany nadzwyczajny ruch szarych komórek w nieokreslonym kierunku :))
A jesli poważnie - proszę dla osób płci męskiej oraz tych, szanownych, o słabych nerwach, poniższego tekstu nie czytać. Proszę potem nie mówić, że nie uprzedzałam :)
Interpretować zbyt poważnie tekst też nie rekomenduje się.

I. Porady życiowe.
1. Jesli jestes biednym studentem i chcesz podróżować w ciepłe kraje- autostop na lotnisku superowe wyjscie!
2. Jesli zmęczyłas się od zbyt dużej uwagi płci męskiej - zrób maseczkę dla włosów z cebuli (i dla włosów pożytecznie i skuteczna ochrona od nadmiernych wielbicieli).
3. Chcesz mieć dobre perfumy? - Schodź do basejnu - masz wspaniały zapach na cały tydzień.
4. Chcesz spać nie jedna? Kup miękiego słonika - i problemow nie ma (ciepło, miekko i przytulnie ).
5. W domu irytuje cię nadmierny porządek? Kup piłkę dla siatkówki i spróbuj bawić się w swym pokoju.

II. Czemu ja lubie więcej swoje Renault niż mężczyzn? :)
Czyli cechy, które ma moja malutka, a u nich są zjawiskiem anomalijnym.
1. Solidarnosć. U mnie kapryzy - u malutkiej też. U mnie w życiu problemy - Renault też łami się :)
2. Cierpienie. Gdy ja ruszę się z miejsca z 3 biegu i malutka gasnie, ona stoi na miejscu; a nie biegnie w krzaki jak Oni :)
3. Wzajemna troska. Gdy jedziesz ładnie i troskliwie doglądasz malutką - ona bardzo ładnie prezentuje się i superowo jedzie, nawet ponad swoje możliwosci, czym tylko żadki Okaz charakteryzuje się:)...
4. Starania. Gdy trzeba, Renault potrafi w dragach ulicowych nawet opędzić ( i nie raz) silniejsze benzynówki (chociaż dysel dla tego nie przeznaczony) i nie zadaje "mądrych" pytan :).
5. Wytrzymałosc. Potrafi w ciągu doby jechać bez przystanku setki kilometrów - i nie mówi, że warunki klimatyczne nie sprzyjają do kontynuowania dalszej podróży. :)
6. Pełna gotowosć. Mogę siąsć w srodku nocy i jechać dokąd chcę,mogę kilka dni nie jeździc, ona nie będzie skarżyla się, że w związku z tym,że została zapomniana, boli jej glowa od nadmiernego alkoholu, spożytego w gronie przyjaciól :).
7. Niezawodne finansowanie. Wiem jak ją sfinansuję, tak i otrzymam z powrotem...nu Ich finansować zupełnie nie można :)
8. Satysfakcja. Jadąc na samochodzie swoim odczuwasz zawsze satysfakcję :) Tut komentować nie będę :)
9. Wzajemna miłosć. My z malutką stworzone dla siebie :) Moja, w pewnym sensie, pierwsza miłosć :)
10. Wniosek. I nie trzeba robić wniosku, że jestem nastawiona przeciwko płci męskiej...Owszem nie :)

2008 m. kovo 15 d., šeštadienis

MaKsim

Wczoraj w Siemens Arenie odbył się jedyny koncert rosyjskiej gwiazdy MakSim (Marina Maksonova). Napewno każdy słyszał jej piosenki: Moj raj, Trudnyj vozrast, Neznost, Znaesh li ty...Własnie wczoraj miłosnicy lirycznej piosenkarki mieli możliwosć posłuchać jej piosenek na ŻYWO. Podobało mi się to, że gwiazda rosyjskiej estrady spiewała bez fonogramy.
Najlepsze chwile koncertu:
1.Przerwa :) Podczas której muzykanci zagrali taki kawałek - że to był najlepszy utwór za cały wieczór :)
2. Tancerzy - to 2 dziewczyny i 2 chłopcy, którzy wykonali superowy indywidualny taniec: Elementy brejku i w ogóle miłe oku ruchy :)
3. Solowe wykonanie jednej z piosenek przez zebrany tłum - dobrze dźwięczało :)
4. Została wybrana dziewczyna z tłumu (MONIKA:)), która miała pomóc Maksim wykonać jedną ze znanych piosenek autorki. Wczoraj wieczorem po raz pierwszy (napewno i ostatni) wzeszła i zgasła nowa gwiazda :) (na Litwie przecież ilosć gwiazd wzrasta szybciej niż cena dizelu :)
Ogólnie cały koncert był dosć krótki, na szczęscie nie był przepełniony rażącą pompastyką, a Maksim wyglądała dosć skromnie i bez zarzutów. Piosenki Maksim dosć liryczne (szczerze-nawet bardzo, jak sama mówiła: Trudnyj vozrast :))i tylko gdy już jakos trochę rozegrzelismy się - koniec koncertu :) Winowajca wieczoru szybko pozbierała kwiaty i uciekła ze sceny - żadnych bis (przecież wszyscy pobiegli jak najszybciej do szatni wziąsć kurtki i sformować korek na parkingu:)
W sumie spodobało mi się to,
-że koncert był możliwoscią do obcowania z byłymi jednoklasistami :)
-że bilet nie był zbyt drogi, bo jesli płaciłabym maksymalną cenę - szczerze mówiąc - byłoby szkoda.
-jesli wziąsć pod uwagę, że jednak po koncercie trochę bolały nogi, to można zrobić wniosek, że jednak mimowolne ruchy istniały - i było kilka dobrych piosenek (muszę jednak to przyznać :))
A jesli jeszcze szczerzej, to piosenki Maksim wywolują mnie różne wspomnienia i sentymentalne asocjacje z beztroskiej przeszlosci, dlatego bardzo chcialam schodzic. Atmosfera zrobila swoje - i w sumie bylo fajnie :)Jasne ze strony wszystko wyglądalo jak opisalam wyżej, ale gdy jestes wsród tlumu, przepelnionego euforia, mimowolnie stajesz sie ofiarą stada i wlasnych sentymentów :)

P.S. do PIcassy wlożylam ogólne zdjęcia z wieczoru http://picasaweb.google.com/zweriushka.

2008 m. kovo 7 d., penktadienis

relax...

mmm..jutro, raczej za godzinę 8 marca... Lubie te swięto, przynajmniej jeden dzień większosć twarzy na ulicy są z usmiechem...I mężczyźni, którzy zadyszani biegną za kwiatami i z tulipanami idące kobiety...Aż mile popatrzyć...:)
Nie zapomnijcie pleć piękną :) Kobiety lubią kwiaty :)


dzisiaj jestem w superowym nastroju...Nareszcie postanowilam wziąsć urlop...Parę tygodni bez bieganiny na dwie prace i naukę naprawdę będą mi na korzysć :)

Dzisiaj trafem zaszlam na ciekawą stronę.. chyba każdy wie Romana z Russkoje Radio i programą "Zajavis" :) http://www.romantrahtenberg.ru/

2008 m. kovo 6 d., ketvirtadienis

Snieg...Naprawdę nieoczekiwanie...

Zupełnie dla mnie nieoczekiwanie wypadł snieg...
Gdy już schowałam wszystkie zimowe przedmioty, obowiązujące zimą dla każdego kierowcy - wypadł snieg...Własnie, nieoczekiwanie, jak manna z nieba...A ja już planowałam wleźć w wiosenne pantofelki...Niestety, jeszcze trzeba będzie poczekać...
W sumie, snieg sniegiem - każda pora roku jest urocza...
Najciekawsze, że na drodze poczułam się zupełnym zielonym pierwszakiem :) Nie wiem z jakiej racji, przecież już jeździłam po sniegu i nawet w gorszych warunkach...
A dzis wydarzył mi się taki wypadek - od którego dusza w pięta uciekła...I nie na chwilkę, a na długo i dosć poważnie..
Więc, jak zawsze swymi psimi dróżkami jechałam do uniwersytetu (aby uniknąć "przyjemne" stanie w miejscowych korkach, jadę przez Pylimeliai/Rokantiszki/Virshupio ulice). To że na drodze hamulce nie działają, gdyż droga sliska jak lód w akropolu, już zrozumiałam. Psia droga wąska i wyminąć się z innym samochodem jest trudno..
Otóż przed kioskiem jedzie mi na spotkanie inny samochód...Zaczynam skręcać w prawo, by pomyslnie rozminąć się z autem...Ja skręcam, a samochód nie...Samochód jedzie prosto...Zaczynam hamować, samochód jedzie nadal prosto...Moje kochane Renault wyjeżdża na przeciwną częsć drogi w kierunku nadchodzącego samochodu, który jest tuż...jest tuż tuż...nieznajome auto zaczyna również hamować...Jednak na drodze lód i żadne auto się nie słucha...W tej chwili, która jest jednym mgnieniem, ale jak długim, opanowuje mnie taki dziki strach...Własnie odczuwałam go, gdy trafiłam w wypadek samochodowy na innym samochodzie...Dusza mi uciekła w pięta...Najgorsze to ta bezsilnosć i niemoc, gdy zupełnie nie jestes w stanie w żaden sposób nadać sytuacji inny bieg...BEzsilnosć...Jaka ironia, przecież samochód własnie i jest tym narzędziem, który w pewien sposób pozwala ludziom odczuć własną władzę...Gdy każde twoje rozporządzenie jest natychmiast wykonywane przez umiejętnie złożone żelazne, plastikowe, szklane itd..detale - czyli samochód...A tut - zostajesz ofiarą swojej własnej mniemanej potęgi...Wracając do sytuacji, ostatnia mysl była" nu nie może być, moje ulubione Renault...nie trzeba"...Już widzę zderzak innego samochodu tuż tuż..Już....Auta stają...10cm jeden od drugiego...Stoją naprzeciwko siebie, w dzikiej ciszy...a ja nareszcie zaczynam znowu oddychać...nigdy nie odczuwałam takiej przyjemnosci siedzieć w samochodzie, który się nie ruszy...Patrzę na innego kierowcy - zastygły strach w oczach balzakowskiego wieku kobiety i nieruchoma twarz...Zobaczylismy jedna na drugą z ulgą...z wewnętrzną radoscią, że obie jestesmy zdrowe, nasze auta są nadal całe i uniknęlismy zupełnie niepotrzebnego jeszcze większego stresu i strat finansowych...Zaczynam odczuwać szacunek do tej nieznajomej, że potrafiła zorientować się w sytuacji i zacząć hamować...Po chwili zaczynam jechać - podnoszę rękę w znak podzięki...serdeczny znak...Jadę,a kolana mi się trzęsą...w oczach mijają chwile ostatnich tygodni z życia...napięcie takie, że nie słyszę muzyki która gra na całego, nie odczuwam gorącego powietrza, który wieje z piecyka...
nawet teraz...siedząc przy biurku, przepełnionym książkami, nie mogę się porządnie skupić...mysli wędrują gdzies Tam...
...gdzies za granicę rutyny...
... w przestrzeń szerszą niz zwykła codziennosć...